Cerowanie to zadanie! Właśnie.
Cerowanie to zadanie, które jako jedno z pierwszych pojawiło się w propozycjach kolejnych zadań w wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa (Katia, dziękuję!). Zwlekałam jednak z jego wprowadzaniem, bo… nie lubię cerować, a w dodatku obawiałam się, że narażę się na śmieszność proponując w dziesiejszych czasach coś tak bezsensownego jak cerowanie skarpet czy rajstop.
Dlaczego bezsensownego?
No bo, kurczę, jeżeli mogę kupić dziecku skarpetki po złotówce czy dwie za parę (nie tylko w lumpeksie!), to jaki jest sens je cerować?!
Ha! No właśnie. Tak się zastanawiam… Jeśli kupię nowe (pal sześć czy za złotówkę czy za dziesięć), to po pierwsze wydam pieniądze (ok, czas to też pieniądz), po drugie napędzam koniunkturę, czyli sprawiam, że produkuje się więcej skarpetek, czyli zużywa więcej bawełny, lnu, bambusa, poliestru, a przy tym prądu, wody czy czego tam jeszcze, co jest potrzebne do produkcji skarpetek. (Pozostaje jeszcze kwestia ludzi, którzy pracują przy produkcji takich skarpetek za złotówkę. Ile oni zarabiają?! W jakich warunkach pracują?)
Po trzecie, dziurawą skarpetkę muszę wyrzucić (no dobrze, mogę ją też zużyć na szmatki do kurzu albo myjkę do umywalki, ale ile tych myjek potrzebuję?), więc produkuję śmiecia, którego trzeba zagospodarować, żeby nie zagospodarował się sam, zostając na przykład wyściółką w ptasim gnieździe (w najlepszym wypadku).
Zresztą, co ja w ogóle gadam! Toż to blog o zero waste, czyli o nieśmieceniu. Wyzwanie Rok Bez Marnotrawstwa jest o tym, jak nie śmiecić. Więc – sorry Winnetou, ale bierzemy się za cerowanie skarpetek i rajstopek.
Popularne damskie rajstopy poliestrowe, na których widok panie onegdaj mdlały – tak były owe rajstopy nowoczesne, piękne, cienkie i jedwabiste – darujemy sobie.
Chwileczkę, podobno było kiedyś coś takiego jak jedwabne pończochy! Te się przynajmniej dało kompostować, za przeproszeniem. A poliestrowe? Wiadomo. Po jednym założeniu – kosz na śmieci. Recykling.*
Dlatego ja, Kornelia Orwat, poliestrowym rajstopom mówię stanowcze NIE! Nareszcie! Hurra! (Nigdy ich nie znosiłam. Gryzły, cisnęły, drapały, zaciągały się, darły, okropność.) Czy musiałam czekać na zero waste, żeby wreszcie otwarcie sobie powiedzieć, że nienawidzę rajstop z poliestru, mikrofibry, lycry czy czego tam jeszcze. Nienawidzę tego narzędzia ucisku kobiet tak samo jak nienawidzę makijażu i wysokich obcasów.
Nawiasem mówiąc, nie mogę pojąć, dlaczego feministyczne w wymowie pismo dla kobiet za nazwę wybrało sobie właśnie nazwę tego pospolitego narzędzia tortur dla kobiet – „Wysokie Obcasy”, zaś większość innych pism dla kobiet – często równie femistycznych w wymowie – za główny cel obrało sobie przekonywanie kobiet, że są niedostatecznie piękne, młode i wydepilowane. (Wiem, że nie mówią tego wprost, ale o czymże innym świadczą zamieszczane w nich porady i reklamy?)
Ale dość już tego feministycznego nawoływania (Kto by pomyślał, że szczęśliwa w swojej roli matka trójki dzieci, niepracująca zawodowo kura domowa w edukacji domowej to feministka?!!), bo feminizm feminizmem, ale skarpetki trzeba cerować. I to bez względu na to czy jest się kobietą, czy mężczyzną, feministką czy feministą…
Zaraz Wam powiem jak.
A właściwie to powiem Wam, żebyście poszukali sobie tutoriali w internecie. Jest ich naprawdę sporo, o dziwo! Znalazłam nawet artykuł o tym, że cerowanie jest rytuałem relaksacyjnym! O! Bardzo ładny artykuł na ładnym blogu „Shades of Green” z ładnym zdjęciowym instruktażem cerowania.
Moja Babcia i Mama świetnie cerują i nawet mnie nauczyły, ale jakoś nie polubiłam tego zajęcia. Pamiętam, że Mama cerowała „na kubku”, natomiast Aga, autorka bloga „Shades of Green” przypomniała, że do cerowania używa się drewnianego grzybka! Uroczo, prawda?
No to powodzenia! Relaksujcie się przy cerowaniu i nie zapominajcie o łataniu!
Przy łataniu przydaje się umiejętność szycia na maszynie. Można też oddać dziurawą garderobę w ręce profesjonalisty. Odkąd uczyłam się szyć na kursie, zaczęłam bardziej doceniać pracę krawców i krawcowych i myślę sobie – świetnie, gdy mogą godnie żyć ze swojego rzemiosła.
Nie narzekajmy więc, że drogo, tylko doceńmy czyjąś pracę i umiejętności, albo… nauczmy się szyć sami!
*O, przepraszam, właśnie wyguglałam, że w Warszawie znajduje się kilka zakładów cerowania artystycznego i repasacji pończoch!
Ceruję, zaszywam, doszywam różne ubrania dzieci, ale i nauczyłam się wyrzucać zużyte skarpeciochy, bo wielokrotnie gdzieś u kogoś zawstydziłam się ich:)
Ja też zaszywam, łatam i naprawiam, ale gdzieś sobie trzeba czasem powiedzieć dość, żeby jednak nie robić z dzieci i siebie zupełnych oberwańców. No bo jednak ludzie patrzą i po wyglądzie też oceniają. I nie chodzi tu o to, że zawsze modnie, elegancko i drogo, ale żeby nie chodzić w połatanych po raz piąty spodniach i przecierających się do zera skarpetkach…
Haha, dziewczyny! Macie rację, te pocerowane skarpetki mogą być różnie odebrane. Łaty na kolanach spodni też niekoniecznie fajnie wyglądają, chociaż… skoro modne są dziurawe, to i łatane mogą być. Grunt to zachować umiar we wszystkim, w cerowaniu też 🙂