Ponieważ w poprzednim zadaniu zachęcałam Was do robienia grzanek do zupy, dzisiaj powiem Wam, jak zrobić zupę do tych grzanek.
No dobrze, ale dlaczego zrobienie zupy ma być zadaniem zero waste???! – zapytacie zapewne.
Cóż. Zupa, a zwłaszcza zupa krem, bo o takiej chcę napisać, to świetny sposób na wykorzystanie… tego, czego zazwyczaj nie wykorzystujemy.
Kiedy zaczynałam eksperyment zero waste, chciałam oczywiście, żeby nasz kosz na śmieci był pusty (o naiwności!). Sprawę utrudniał fakt, że akurat było lato i jedliśmy dużo warzyw i owoców. Do kosza (a właściwie na kompost) szły szypułki, obierki, ogonki, łodygi, liście … no właśnie, liście!
Przecież sałata i kapusta nie trafiają do kosza, a to też liście, prawda?
To dlaczego zawsze, gdy kupuję kalafior czy kalarepkę, sprzedawca w warzywniaku pyta, czy obciąć liście?!
Na pierwszy ogień poszły liście rzodkiewki. W sezonie jemy ich sporo, a ponieważ kompostowanie w mieszkaniu w bloku ma swoje, za przeproszeniem, uroki, nie mogłam tak spokojnie wyrzucać wciąż tych liści. W końcu kupiłam pęczek z pięknymi, zielonymi, niezewiędłymi liśćmi i zrobiłam pierwsze w życiu pesto z liści rzodkiewki.
Później zdarzyło się, że kupowałam w supermarkecie kalarepki. Już, już miałam je odruchowo pozbawić czuprynek, kiedy jakaś starsza pani wykrzyknęła: „O nie! Niech pani nie wyrzuca liści kalarepy! Mój wnuczek uwielbia zupę, którą z nich robię!”
Ejże! Skąd ta pani wiedziała, że eksperymentuję z zero waste?! Na czole miałam to wypisane? Dziwny traf, prawda?
Traf nie traf, od tamtej pory już nigdy nie wyrzucam liści kalarepki. Choć przepisu na zupę od starszej pani nie dostałam. Ale po co mi przepis?
Wrzucam do garnka z wodą liście kalarepki (pokrojone bądź nie), ziemniaki, cebulę. To jest baza i w zupełności wystarczy. Jednak czasem dodaję marchewkę, pora, pietruszkę, fasolkę szparagową, kalafiora, brokuła – to co mam akurat w kuchni (czasem jest to resztka gotowanych warzyw z kolacji – kalafiora czy fasolki).
Warzywa gotuję do miękkości (wody daję tyle, by przykryła warzywa) solę, pieprzę, dodaję masło lub oliwę (na dwulitrowy garnek wrzucam ćwierć dużej osełki masła) i miksuję w blenderze kielichowym o mocy 1100W. Tylko taka moc zapewnia aksamitną konsystencję zupie. Dawniej miksowałam blenderem ręcznym, o mocy 250W, ale zostawały wtedy w zupie włókniste „nitki” i nie było to apetyczne.
Podaję z grzankami, oczywiście!
Gdy już rozpędziłam się z gotowaniem zupy z liści kalarepy, wstyd i żal było wyrzucać liście kalafiora.
Dlatego gdy kilka dni temu przyniosłam do domu kalafior z pięknymi liśćmi, co nie jest regułą, bo często sprzedawane są kalafiory już „ostrzyżone”, uznałam, że czas na kolejny stopień wtajemniczenia, czyli zupę z liści kalafiora. Tym razem zupa miała być naprawdę kalafiorowa, bo z kalafiorem we własnej osobie, w całej krasie.
Do tej zupy powędrował caluteńki kalafior z liśćmi, ale liście zostały odcięte od łodyg (do zupy wrzuciłam same zielone części liści), bo obawiałam się, że łodygi będą zbyt włókniste i zepsują mi zupę. Prócz kalafiora do zupy dodałam kilka ziemniaków, jedną marchewkę, trzy pory i liście z małej kalarepki.
I znów – ugotowałam wszystko do miękkości, posoliłam i doprawiłam masłem po czym zblendowałam na krem.
Wyszedł z tego naprawdę ogromny gar zupy! Jeśli nie potrzebujecie tak dużo zupy na raz, myślę, że spokojnie możecie zamrozić nadwyżkę w słojach lub pudełkach po lodach. Albo zrobić zupę z mniejszej ilości składników, rzecz jasna.
Tego typu zupy dają naprawdę ogromne pole do popisu, bo biorąc jako bazę wyjściową ziemniaki i cebulę czy pory, możemy do niej dodawać w dowolnych proporcjach marchew, pietruszkę, selery, liście kalarepy czy kalafiora, sam kalafior, fasolkę szparagową, szparagi i co tam jeszcze wymyślicie.
Robiąc pierwszą zupę z liści kalarepki, inspirowałam się zupą porową, zwaną z francuska potage parmentier.
Dowiedziałam się o niej z książki o Julie Powell, „Julia & Julia. Rok niebezpiecznego gotowania”. Urzekła mnie jej prostota i jednocześnie wykwintność. Tak łatwej zupy wcześniej nie widziałam! Hurra! Nie muszę gotować żadnych wywarów mięsnych! Wrzucam po prostu do gara z wodą kilka ziemniaków i kilka porów (całych), gotuję, dodaję sól i masło, miksuję, nawet niezbyt dokładnie i voila! Do tego grzanki podsuszone na oliwie i możemy podawać. Bon appetit!
Zapraszam Was więc do smakowitego zadania #36 w wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa: Zrób zupę krem!
Zupy kremy to świetny sposób na wykorzystanie zieleniny, na którą nie mamy innego pomysłu. Liście kalarepki, kalafiora, brokuła, rzodkiewki, pietruszki, szpinaku… wszystko to może wylądować w zupie. Nawet niejadki, które liści w postaci liści nie jadają – skuszą się na kremową zupę z grzankami.
Jest to też świetny sposób na wykorzystanie resztek warzyw z innych dań. Resztka gotowanych ziemniaków, fasolki, czy brokuła mogą dostać swoją drugą szansę.
Dajemy też szansę niedocenianej, dotychczas wyrzucanej, zieleninie.
Bo przecież to dziwne. Zewsząd słyszymy jakie to ważne, by jeść dużo zielonych warzyw (żelazo!), a jednocześnie lekką ręką wyrzucamy liście kalafiorów, brokułów, kalarepek i rzodkiewek.
O, przepraszam! Już nie wyrzucamy!
Dopisek z 25 kwietnia 2019 roku: O niemarnowaniu jedzenia piszę również w kolejnej edycji wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa.
Ciekawe. Inspirujące. Może spróbuję. Ale chyba najpierw muszę kupić dobry mikser / blender.
Bubo! Spróbuj z zupą porową, jej nie trzeba tak dokładnie miksować. Albo poodcinaj twarde części łodyg kalarepki czy kalafiorow i też wtedy miksowanie nie będzie musiało być takie mocne. Pozdrawiam❤!
U mnie w domu do zupy jarzynowej dodaje się zawsze kawałki liści kalarepy – bardzo je lubię. Zupę zrobię i jeszcze wypożyczę książkę, bo film bardzo mi się podobał.
Jeśli chodzi o blendowanie to polecam blender kielichiwy w którym wszystko samo sie pomiesza a my to potem tylko podgrzewamy.
Co prawda to artykuł o zupie, ale ja chcę się pochwalić super bezśmieciowym weekendem. Zrobiłam:
1. 3 litry jogurtu (mleko mam od gospodarza, więc nie produkuję śmieci, musiałam kupić tylko jeden jogurt zaczynu z bakteriami),
2. 3 litry lodów śmietankowych – smacznych i bez konserwantów,
3. pizzę: 12 sztuk. Część zjedzona, resztkę ciasta zamroziłam, będzie na obiad za tydzień.
Ogólnie spędziłam całą sobotę w kuchni, ale jestem z siebie dumna i prawie bezśmieciowa, bo gdzie tylko się dało, to nie kupowałam składników z opakowaniem. Poza tym jedzenie jest zdrowe i dużo tańsze niż kupowane w sklepie/restauracji.
Ruda! Jestem pod wrażeniem i mówiąc szczerze, to Ci zazdroszczę trochę. Mlekomatów u nas już nie ma, a do gospodarza daleko. Nie mówiąc o tym, że mimo wakacji nie nadążam z niczym 🙂
No i… 3 litry lodów i 12 pizz!!! Szał normalnie 🙂
Od kilku lat uwielbiam zupę krem z pora czy kalarepy, ale nigdy nie używałam liści! Co prawda słyszę od jakiegoś czas z zero waste, ale ciężko wprowadzić mi w praktykę wiele z tych zasad (nie tylko przez swoje lenistwo, ale również częste przeprowadzki, a teraz pomieszkiwanie u rodziców – dopóki własne lokum się nie wybuduje). Muszę polecić także teściowej i mojej mamie, pewnie będą zachwycone przepisem! 😉
Cześć Klaudio! Ja z kolei nigdy nie robiłam zupy z kalarepki, tylko z liści 🙂 Ale spróbuję!
Liscie uratowane, jutro zrobie to zdam relacje jak poszlo 🙂
Fajnie 🙂