Zakupy do własnych opakowań. Jeśli zdecydujemy się nie generować śmieci, będzie to nasza codzienność.
Zachęcałam Was już do kupowania warzyw i owoców do własnych toreb, do pakowania pieczywa do poszewek na poduszki… Dziś pokażę Wam, jak kupuję produkty „mokre”, czyli sery, twarogi, mięso, wędliny.
Bea Johnson, nasz bezśmieciowy „wzorzec z Sevres”, tego typu produkty kupuje do słoików. Na pewno jest to dobry pomysł, bo słoiki łatwo się myje, nie rdzewieją i można je szczelnie zamknąć.
Nie mogę się jednak do nich przekonać z dwóch powodów:
1. Nie mam słojów odpowiednio dużych i szerokich. Największe słoje jakie mam, to litrowe, popularne „ogórkowce” (kisi się w nich ogórki). O ile jeszcze polędwiczki czy udka z kurczaka od biedy się do nich zmieszczą, to już karkówka czy osełka twarogu nie ma szans.
2. Słoje są ciężkie i tłukące. Nawet jeśli jadę na zakupy samochodem czy wózkiem na kółkach, nie uniknę dźwigania. Co prawda mam dwóch synów, ale do osiłków im jeszcze daleko, a żeby się nimi stali, muszę kupować dużo jedzenia… Więc do ciężaru zakupów nie chcę dokładać sobie jeszcze ciężaru słojów.
Dlatego wymyśliłam własny sposób na „mokre” zakupy bez opakowań, którym są blaszane pudełka.
Zgrabne, kolorowe, lekkie, brzęczące. Tak, tak, z daleka słychać jak mknę z wózkiem na zakupy. „Dzyń, dzyń, dzyń!” – rozlega się wokoło. Pomyślałby kto, że to jadą sanie świętego Mikołaja.
Ale coż… to nie sanie, tylko moje pudełka. Plus gumki recepturki, którymi zabezpieczam pokrywki (recepturki nie dzwonią, na szczęście).
Mknę zatem na zakupy. I tutaj chwila prawdy: kupowanie mięsa, wędlin i serów do pudełek nie jest rzeczą łatwą i przyjemną.
Najpierw trzeba nabrać odwagi. Uzbroić się w tupet, który pozwoli nam bez mrugnięcia okiem, bez chwili zawahania, szybko – zanim ekspedientka z kolei uzbroi się w torebkę foliową – wyjąć pudełko i podając je ekspedientce powiedzieć stanowczym tonem: – „Poproszę DO TEGO PUDEŁKA pół kilograma goudy.”
To ważne, żeby nie powiedzieć odwrotnie: – „Poproszę pół kilograma goudy DO TEGO PUDEŁKA.” Bowiem zanim dojdziemy do frazy „DO TEGO PUDEŁKA”, ekspedientka już zdąży nam te pół kilograma goudy zapakować w folię. Z przyzwyczajenia, nie z przekory.
Przyznam, że chadzam z moimi pudełkami na zakupy (o ile zakupy są zaplanowane, ale to inna historia) już prawie dwa lata (!!!), a wciąż mam problem z „nabieraniem odwagi”. Staram się kupować stale w tych samych sklepach. W sklepach, których obsługa nie patrzy na mnie jak na wariatkę, tylko zrazu ze zdziwieniem, a potem już z podziwem i zrozumieniem obsługuje mnie tak, jak chcę. I nawet umie wytarować wagę. Problem tylko w tym, że moje ulubione sklepiki się wyprowadzają, a w innych zmienia się kadra. Dlatego zaczynam wciąż od nowa. Z coraz większą wprawą, na szczęście. Coraz mniej przejmując się tym, że patrzą jak na wariatkę.
Właściwie… pewnie jestem wariatką. I co z tego?! Jeszcze niedawno, kiedy mówiłam, że nasze dzieci mają edukację domową, też patrzyli na mnie jak na wariatkę. A teraz? Coraz mniej osób się dziwi. Tak to już jest.
Koniec wariackiej dygresji.
Moje pudełka ze zdjęcia oklejone są kodami paskowymi z supermarketu. Rzeczywiście, chociaż preferuję bazarki, zima to pora, kiedy czasami decyduję się na zakupy w supermarkecie. Tam przynajmniej jest ciepło…
I powiem Wam, że mimo że kasjerki początkowo dziwią się, co to za pudełka u nich kupiłam (wyjaśniam, że pudełka moje, bo nie lubię używać foliówek, które za chwilę lądują w śmieciach), w końcu kiwają głową z aprobatą mówiąc: „Ech, gdyby tak więcej ludzi myślało tak jak Pani…”.
Aha, i jeszcze gwoli ścisłości wyjaśnię, że w supermarkecie nie sprzedają mięsa czy sera do pudełek (nie da się, nie chcą, nie mogą). Mogę za to do nich kupić mrożonki albo ciasteczka. Wiedząc oczywiście, że zapłacę też za masę pudełka, bo wagi samoobsługowe nie mają opcji tarowania. Na szczęście pudełka są dość lekkie, a produkty w supermarkecie dość tanie. A supermarket, o którym mowa, to Auchan. Mam do niego najbliżej (poza Biedronką i Lidlem) i mają tam „bazarek” oraz mrożonki typu krewetki czy warzywa luzem.
Moją piętą achillesową jest kupowanie ryb. Kiedyś uparłam się, żeby mi je zapakowano do jednego z moich pudełek… Skończyło się tym, że musiałam prać całą wielką torbę na kółkach. Były to ryby świeże. Mrożone, owszem, da się bez problemu przetransportować w pudełkach, tyle że trudno znaleźć takie, które się do tych pudełek zmieszczą (albo odwrotnie – trudno znaleźć pudełka o odpowiednim, rybim, kształcie).
Dlatego zamierzam przetestować zakup świeżych ryb do słoja. Napiszę Wam jak mi poszło.
A tymczasem oto ono: zadanie numer 25 w naszym wyzwaniu Rok Bez Marnotrawstwa: Kupuj luzem do blaszanych pudełek!
Zachęcam, spróbujcie! Do tego typu pudełek, oprócz mięsa, wędlin, serów, mrożonek czy ciasteczek wygodnie kupuje się herbatę, kawę (ja kupuję ziarnistą w Tchibo), a także bakalie. Te ostatnie, podobnie jak kawę, herbatę czy przyprawy lepiej kupować w sklepach, gdzie wytarują nam wagę przed nasypaniem produktów.
Zbliżamy się do półmetka wyzwania #RokBezMarnotrawstwa! Jeśli macie pomysły na kolejne zadania, proszę – piszcie w komentarzach.
Niniejsze zadanie wpisuje się też w inne wyzwanie – #LutyBezFoliówek.
P.s. Oprócz blaszanych pudełek, do zakupów luzem możecie wykorzystywać różnego rodzaju menażki czy czworaki obiadowe, o których piszę w zadaniu #32.
Ja jadąc na zakupy rybne zabieram duże pojemniki plastikowe z przykrywkami. Mam ich kilka, też całkiem sporych.Sprawdzają się znakomicie. Przed Świętami do dostawcy znad morza przyjechałam na zakupy z wiaderkiem :)) No ale śledzie, łosoś i reszta ważyły z 3-4 kg. 🙂
Faktycznie, plastkowe są bardzo praktyczne. Nie wpisują się w ortodoksyjny zero waste, ale my tutaj nie jesteśmy ortodoksami 🙂 Poza tym jak się już coś ma, to trzeba używać. Ja akurat mam trochę małych, na drobniejsze rzeczy, typu kanapki.
Do takich zakupów nieprędko się przekonam. Już i tak czułam się dumna, jak do Pana Rysia z warzywniaka kilka razy przyszłam ze słoikiem czy innym pojemniczkiem po ogórki, jagody itp. Własne torby – ok, ale zakupy z całą masą puszek i pudełek mnie przerażają…
Ja używam plastikowych pudełek – pewnie to niewybaczalne, ale są lekkie i na razie mi się nie zniszczyły. Czasem biorę słoik szklany – np. na matiasy czy sypkie produkty. I też ciągle patrzę sprzedawcom na ręce, żeby mi nie zapakowali jeszcze jakiejś folii.
Na pakowanie w blaszane puszki nie wpadłam, a mam w domu całą kolekcję. Wspaniała inspiracja, jak dotąd wychodziłam na zakupy jedynie z bawełnianymi torbami albo szklanym pojemnikiem, ale jego waga bywa przytłaczająca.
Cudowny jest ten twój szablon! Kradnę!
Proszę bardzo 🙂 Nazywa się Glimmer, kupiłam go na themeforest jednak szczerze mówiąc nie jestem zachwycona, bo jest płatny a ma błędy i niedobrze się go personalizuje.
Ha ha ha! Nie, nie. Ja kradnę to:
” Poproszę DO TEGO PUDEŁKA …. ” 😀
Namawiam do ułatwienia sobie życia i rezygnacji z mięsa. Nie trzeba się kłopotać.