Od tematów żywieniowych przechodzę do tematu higieny zębów. Brzmi jak wstęp do pogadanki szkolnej? Nie szkodzi.
A przy okazji, nadrabiając zaległości w zadaniach, pogadam o tym, co mi na sercu leży najbardziej, i co jest naprawdę PODSTAWĄ wszelkich działań zmierzających do bycia less waste, czyli o minimalizmie.
Na początek kilka zdań tytułem wyjaśnienia:
W poprzedniej edycji wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa zaproponowałam Wam kilka zadań o znaczeniu ogólnym, takich jak zrezygnuj z plastiku, oszczędzaj wodę, papier.
Osobne artykuły poświęciłam też podstawowym zasadom zero waste, zwanym 5R: odmawiaj (refuse), minimalizuj (reduce), używaj ponownie (reuse), oddawaj do recyklingu (recycle) i kompostuj (rot), i uzupełniłam je o nasze dwie zasady: pożyczaj i naprawiaj (np.: ceruj i łataj).
Ostatnio, w nowej edycji wyzwania, też zaproponowałam Wam kilka bardziej ogólnych zadań, takich jak to o prostym jedzeniu czy o niemarnowaniu jedzenia, ale dalej będzie inaczej.
W tej edycji wyzwania postaram się, żeby zadania miały bardziej konkretny charakter.
Bo to, że chcemy oszczędzać wodę i papier, zrezygnować z plastiku na rzecz produktów kompostowalnych (oczywiście w miarę możliwości), to jest oczywiste. Pytanie JAK to zrobić?
Dlatego postaram się konstruować zadania tak, by były konkretnymi przykładami CO i JAK zrobić, żeby tę wodę i papier oszczędzić, z plastiku zrezygnować i jedzenia nie marnować.
Co zaś do zasad 5R – potraktujmy je jako bazę, fundament. Bo z doświadczenia wiem, że nawet skupiając się na byciu less waste, można o nich zapomnieć.
No i tutaj leży pies, to znaczy minimalizm pogrzebany.
Kiedy zapominamy o minimalizmie? Na przykład, kiedy wypróbowujemy piąte z kolei mydło w kostce albo zamawiamy przez internet trzeci krem w stylu zero waste. Kiedy jedziemy na drugi koniec miasta żeby oddać makulaturę albo kupić mleko w szklanej butelce. Kiedy codziennie latamy do ciucholandu żeby upolować jakiś fatałaszek.
O minimalizmie, a także o tym, że czas to też pieniądz (zero waste time!) zapominamy, gdy spędzamy całe dnie w mediach społecznościowych, żeby się inspirować, znajdywać przepisy na kolejny krem czy proszek zero waste albo oglądać reklamy zerołejstowych gadżetów.
I dlatego będę to powtarzać do znudzenia:
Minimalizm, prostota i oszczędność powinny być podstawą naszego myślenia, kiedy chcemy żyć less waste.
Jeśli nie ściągnęliście jeszcze sobie mojego kursu – e-booka o tym, jak być zero waste (choć trochę) i nie zwariować, to na zachętę weźcie tę jedną grafikę – piramidę potrzeb zakupowych minimalisty. Powieście ją na lodówce (wydrukowawszy uprzednio na, dajmy na to, drugiej stronie starego świadectwa szkolnego, żeby oszczędzić papier). I zerkajcie na nią często.
Bardzo polecam też sposób, który nazwałam zakupoodwlekaniem. Polega on na tym, że gdy najdzie nas chętka na jakiś zakup (i nie mówię tu o zakupie chleba), zapisujemy tę chętkę w tajnym notesiku. Notesik możecie nazwać Zakupoodwlekaczem albo po prostu Poczekaj Głupi Niech Cię Nie Rupi.
To bardzo pomaga w oszczędzaniu.
W tym miejscu muszę nadmienić, że nie mam takiego notesiku. I na przykład z wizyty w ciucholandzie, realizowanej w celu zakupienia koszuli dla syna, wracam ze spodenkami dla syna, bluzką dla siebie i… prześlicznym dzbanuszkiem. Wracam bez koszuli, oczywiście. To znaczy bez koszuli dla syna.
Ale chyba rozumiecie, że zapisywanie w Zakupoodwlekaczu rzeczy takich jak wypatrzona przez przypadek bluzka czy wspomniany wyżej prześliczny dzbanuszek nie miałoby sensu, bo po upływie dwóch tygodni po pierwsze, okazałoby się, że zupełnie dobrze radzimy sobie w życiu bez tejże bluzki i dzbanuszka, po drugie – w ciucholandzie ani bluzki, ani dzbanuszka już nie ma, a po trzecie – w naszej kolekcji ubrań (i tak już bardzo minimalistycznej) brakowałoby nowej bluzki, zaś w kolekcji dzbanuszków – nowego, choć przecie starego, prześlicznego dzbanuszka!
I jeśli ktoś z Was, drodzy czytelnicy, doszukiwałby się jakiejś logiki w powyższym zdaniu, to uprzedzam – próżny trud! Bo nie jest to zwykła logika. Jest to KOBIECA logika.
W każdym razie Zakupoodwlekacz warto mieć, na wypadek gdybyście chcieli zaoszczędzić parę tysięcy złotych NIE kupując takiego choćby termomixa, co ja we własnej osobie zrobiłam jakiś rok temu. Zaoszczędziłam te parę tysięcy – w dwa tygodnie, no szok normalnie! Jak blondynka, która przejechała kilka razy na czerwonym świetle, nie dostała żadnego manadatu i za zaoszczędzone pieniądze kupiła sobie torebkę. Z tym, że ja torebki nie kupiłam.
No. Ale w razie czego mogę za zaoszczędzone na termomiksie albo mandatach pieniądze wydać na drewniane, modne szczoteczki do zębów.
Przechodzimy więc do kolejnych dwóch zadań. Higiena zębów, czyli: olej kokosowy z sodą oczyszczoną. I drewniana szczoteczka do zębów.
Załatwimy ten temat krótko, bo szczerze mówiąc, opisałam go dość solidnie w artykule zatytułowanym Zrób sobie pastę i kup drewnianą szczoteczkę do zębów. (Kto jeszcze nie czytał, niech leci po kubek herbaty i do roboty!)
Muszę się Wam w tym miejscu przyznać, że w pewnym momencie stchórzyłam i wróciłam do używania zwykłej pasty do zębów. Miałam wtedy problemy z zębami, o których nie chcę tu pisać, ale faktem jest, że straciłam zaufanie do pasty domowej roboty.
Obecnie, gdzieś od pół roku znów jej używam. Moja pasta to olej kokosowy z sodą oczyszczoną. Po prostu nakładam trochę jednego i drugiego na szczoteczkę.
Niektórzy robią gotowe pasty, czyli mieszają olej kokosowy z sodą, a do tego dodają jeszcze stewię do smaku i olejki eteryczne dla zapachu. Próbowałam takiej wersji pasty, ale jakoś mnie nie przekonała.
Po pierwsze, trudno kupić stewię inaczej niż w foliowym worku, po drugie jest droga, po trzecie niezbyt smakowało mi połączenie słoności sody ze słodkością stewii, po czwarte – nie mam zaufania do olejków eterycznych stosowanych doustnie, nawet jeśli ich nie połykam.
Ostatnimi czasy w związku z popularnością tematu zero waste, pojawiły się gdzieniegdzie informacje o tabletkach do mycia zębów, ale jestem za leniwa i zbyt cenię swój czas, żeby szukać tego wynalazku po internetach i jeszcze przez internet zamawiać. Łatwiej mi po prostu kupić słoik oleju kokosowego (wystarcza chyba na dwa lata) i worek sody oczyszczonej (kupiłam rok temu dwudziestopięciokilogramowy worek, serio!).
Teraz jest w ogóle wspaniale, bo nawet bambusowych szczoteczek nie muszę zamawiać przez internet. Ostatnio kupiłam je w Auchan!
No i wiecie co jest fajnego w tych szczoteczkach (nie tylko tych z Auchan, rzecz jasna) oprócz tego, że są bambusowe, no bo że to jest fajne to się rozumie samo przez się? Fajne jest to, że tworzywo, z którego jest zrobione włosie, nie niszczy się, nie wygina i nie rozłazi tak szybko jak w szczoteczkach plastikowych. Właściwie mam wrażenie, że ono się W OGÓLE nie niszczy. I gdyby nie to, że zalecenia stomatologów i innych logów mówią, że szczoteczki należy zmieniać co dwa miesiące, to bym jej nie zmieniała nigdy!
A może właśnie tak powinnam robić? Nie zmieniać co dwa miesiące, tylko wygotowywawać i używać do zdarcia? No nie wiem… może to już byłaby przesada?
Teraz używam szczoteczki Humble Brush (to ta na zdjęciu, kupiona w Auchan). Bardzo fajnie wyprofilowana. Wcześniej mieliśmy szczoteczki marki Hydrophil, które wcale nie są wyprofilowane, ale za to mają pomalowane rączki, co zapobiega ich butwieniu gdy stoją mokre w kubeczku. Najlepiej zresztą kłaść je poziomo, żeby wyschły. Używaliśmy też szczoteczek Ecobamboo, i te też były w porządku.
W Rossmanie natomiast kupiłam niedawno na próbę szczoteczkę Jordan Green Clean. Jak zapewnia na swojej stronie producent, jest zrobiona z plastiku pochodzącego z recyklingu. Mnie się nie bardzo podoba, bo wygląda jak z siermiężnego PRL-u, zwłaszcza ta w kolorze piaskowym, ale jej zaletą jest niska cena (7 zł) i dobra dostępność (nie trzeba zamawiać przez internet!). Dodatkowo okazało się, że jeden z naszych synów ją polubił i używa. Drewniana mu „nie smakuje”, jak mówi.
No dobrze, podsumujmy naszą dzisiejszą „lekcję” o kolejnych małych krokach do życia less waste.
#9 Minimalizuj. Inspiracje, potrzeby, zachcianki, zakupy. Mniej kupujesz – mniej wydajesz. Mniej masz – mniej śmiecisz.
#10 Używaj drewnianej szczoteczki do zębów. Najlepiej kup stacjonarnie, lokalnie. Jeśli nie masz takiej możliwości – zamów przez internet przy okazji innych zakupów albo skrzyknij się w kilka osób i zróbcie zamówienie zbiorowe.
#11 Zrób własną pastę do zębów. Weź dwa małe słoiczki, do jednego nałóż olej kokosowy, do drugiego wsyp sodę oczyszczoną albo sól. Nabierz na szczoteczkę odrobinę oleju kokosowego po czym „przyklej” do niej (i do tego oleju) troszkę sody ze słoiczka. Ja robię to tak, że zanurzam włosie szczoteczki najpierw w oleju, a potem w sodzie i już.
Ze względów higienicznych najlepiej, żeby każdy z domowników miał osobne, własne pojemniczki na olej i sodę. Fajne są do tego słoiczki po zupkach dla dzidziusiów albo po mini-jogurtach z Biedronki (właśnie takich używam – są na zdjęciu).
Mówiąc o higienie zębów, nie mogę nie wspomnieć o niciach dentystycznych. Tutaj nie ma zmiłuj. Kupujemy zwykłe nici w drogerii i już. Chociaż Bea Johnson zaleca używanie jedwabnych nici, to jednak się nie skuszę. Nie umiałabym wyciągać nitek z jedwabnych apaszek (nawet nie mam jedwabnych apaszek!), a tym bardziej nie umiałabym czyścić nimi zębów!
Ale, ale… kto wie? Może kiedyś zaszaleję i kupię sobie jedwab?
I teraz uwaga.
Jeśli z różnych powodów nie lubicie i nie tolerujecie innych sposobów na mycie zębów niż te, do których jesteście przyzwyczajeni – nie martwcie się i nie silcie na zmiany.
Przerabiałam to w domu.
Jeden przyzwyczajony do Elmexa, drugi nie lubi smaku drewna, trzeci nie chce maziastego oleju kokosowego do mycia zębów. No i trudno. Ich wybór, ich sprawa. Nic na siłę.
Będzie jeszcze okazja do innych zmian w duchu zero waste.
Ok. Koniec o higienie zębów. Ale ponieważ stuknęło nam dziesięć, a nawet jedenaście zadań, czas na podsumowanie podsumowań:
#1 Kranówka.
#2 Torby na zakupy.
#3 Mydło w kostce.
#4 Trochę teorii i ćwiczeń na rozpęd czyli e-book o niezwariowanym zero waste.
#5 Proste jedzenie.
#6 Stała lista zakupów.
#7 Ograniczanie mięsa.
#8 Niemarnowanie jedzenia.
#9 Minimalizowanie potrzeb.
#10 Drewniana szczoteczka do zębów.
#11 Domowa pasta do zębów.
Zobaczcie. Na jedenaście zadań jest tylko jedna rzecz, którą wiąże się z większym niż zwykle wydatkiem. Drewniana szczoteczka, która póki co jest droższa od plastikowej, Reszta to rzeczy, dzięki którym – o ile nie będziecie szaleć – zaoszczędzicie. No, może z wyjątkiem toreb na zakupy, ale to wydatek jednorazowy i nie tak duży (o ile nie będziecie szaleć).
Do zobaczenia za tydzień! Pa!
Dopisek z 16 maja 2019: Właśnie dowiedziałam się od Oli z Instagrama (@jakmniej – Ola i Nieidealny Zero Waste), że w drogeriach Hebe mozna kupić pasty do zębów w metalowych tubkach! (wyguglałam te pasty – o tutaj jest pasta marki Tołpa i marki Weleda). No… jednak to ślęczenie w mediach społecznościowych (na które tak utyskuję, że pożera czas) też bywa pożyteczne! No i cieszę się, że jest młodzież, której się chce (i która ma czas, bo nie ma trójki dzieci w edukacji domowej na głowie) szukać, jeździć, wypatrywać, próbować. Olu, dziękuję!