Naucz się szyć – zadanie #33

Dzisiaj będę Was namawiała na naukę szycia. Nie chodzi o szycie ubrań na miarę i nie wiadomo jakie umiejętności.

Chodzi o podstawową umiejętność obsługi igły z nitką czy maszyny do szycia.

Co prawda namawiałam już Was do szycia w dwóch wcześniejszych zadaniach. Pisałam: „Uszyj serwetki” i „Uszyj woreczki na zakupy sypkich produktów”. Jednak ostatnio doszłam do wniosku, że nauczenie się szycia to zadanie zero waste samo w sobie i że warto to podkreślić. 

Wiele razy pisałam, że zero waste trąci myszką. Że jest powrotem do czasów, kiedy szanowało się ludzką pracę i wytwory ludzkich rąk. Kiedy rzeczy służyły ludziom długo. Kiedy nie było firm wyspecjalizowanych w odbieraniu, wywożeniu i przetwarzaniu śmieci, bo i śmieci właściwie nie było.

Ubrań dla Europejczyków nie szyły kobiety i dzieci w Indiach czy Chinach. Szył je krawiec z sąsiedztwa albo… szyło się je samemu.

Pozwólcie, że przytoczę Wam fragment wstępu do jednej z książek, które pożyczyłam od Mamy. Są to „Kulisy kroju i szycia. Odzież dla dzieci” Zofii Hanus. Wydanie z roku 1981.

Książkę tę przygotowano z myślą o szyjących mamach, babciach i ciociach. Znajdą tu one duży wybór odzieży dziecięcej począwszy od okresu niemowlęcego do lat 14.

naucz się szyć książka Zofii Hanus

Dla porównania, oto fragment wstępu do książki współcześnie wydanej. Jan Leśniak, „O szyciu prosto, kreatywnie i modnie.”:

Napisałem ją dla tych, którzy szukają dla siebie kreatywnego hobby. Nie musisz nic umieć, ponieważ zaczniemy od podstaw.

naucz się szyć Jan Leśniak

W latach osiemdziesiątych (i w siedemdziesiątych, sześćdziesiątych itd.) szycie było po prostu umiejętnością przydatną w codziennym życiu. Współcześnie awansowało do miana hobby.

Dawniej szyło się z potrzeby czy konieczności, dzisiaj – dla przyjemności. A gdyby tak połączyć jedno z drugim? Przyjemne z pożytecznym?

Zdaję sobie sprawę, że namawianie do szycia kogoś, kto zupełnie nie lubi tego typu aktywności ma niewielki sens. Są ludzie, którzy nigdy nie wezmą do ręki igły z nitką, bo… nie i już. Ale może maszyna do szycia ich skusi???

Maszyny mają w sobie coś magicznego. Moje dzieci (i synowie, i córka) lubią podglądać jak szyję na maszynie. Chłopaków interesują mechanizmy, płeć piękną – to, co wychodzi spod igły. Szuszuszuszu… i ściereczka czy torba gotowa!

Osobiście uważam, że w kobietach drzemie atawistyczna potrzeba szycia. Popatrzcie, jak popularne są obecnie kursy szycia, ile jest blogów, czasopism o szyciu. Na stronie internetowej Burdy widziałam kilkanaście wpisów czytelniczek z prośbą o wznownienie sławnego onegdaj poradnika dla początkujących, którego nakład się wyczerpał.

A może to nie potrzeba szycia w nas drzemie, tylko potrzeba ekspresji i tworzenia czegoś własnymi rękoma? Rękodzieło wszak znów jest modne – słynne „Do It Yourself” (DIY) podbiło świat.

No bo co bardziej cieszy? Kiecka kupiona w sieciówce za ciężkie pieniądze, czy samodzielnie uszyta? Półka kupiona w budowlanym, czy zrobiona, albo chociaż odnowiona samodzielnie?

Ja tu gadu gadu, a przecież wpis jest z cyklu #Rok Bez Marnotrawstwa! Powinnam (a może nie muszę?) wyjaśnić Wam, co szycie ma wspólnego z niemarnowaniem i z zero waste!

Dlaczego mówię: „Naucz się szyć”?

naucz się szyć zadanie zero waste

Po pierwsze, możemy naprawiać zniszczone ubrania (Łatanie to też zadanie zero waste!).

Po drugie, możemy nanosić poprawki w ubraniach, które zrobiły się na nas za małe lub za duże.

Po trzecie, możemy przerabiać ubrania, które dostaliśmy/kupiliśmy z drugiej ręki.

Po czwarte, możemy ze starych ubrań, obrusów, prześcieradeł i tym podobnych rzeczy szyć torby, torebki, woreczki na zakupy, kosmetyczki, serwetki, ściereczki do sprzątania, pokrowce na fotele, maskotki czy cokolwiek nam przyjdzie do głowy. (Janek Leśniak opisuje w swojej książce, zresztą na blogu też, jak uszył ze skrawków męskich koszul sukienkę. Jest urocza! Możecie zobaczyć ją na jego blogu.)

Po piąte, już nie tak bardzo związane z zero waste – możemy uszyć sobie samodzielnie jakieś ubranie, co nie jest takie znów bardzo trudne, jeśli nauczymy się już obsługiwać maszynę do szycia. Możemy korzystać z książek o szyciu, z wykrojów Burdy, z licznych tutoriali zamieszczanych w internecie.

Biorąc pod uwagę jakość ciuchów z tanich-nietanich sieciówek (poliester, poliester i jeszcze raz poliester…, o szyciu , krojach i możliwości dopasowania do sylwetek litościwie nie wspomnę), mamy szansę na ubranie nie gorsze niż kupne.

Aha – ten poliester to jednak jest związany z zero waste. Bo na pewno bardziej ekologiczne i zero waste są ubrania z naturalnych materiałów. Przy tym są milsze w noszeniu i bardziej eleganckie. Osobiście mam słabość do lnu i jego dyskusyjno eleganckiej gniotliwości.

Oczywiście, o czym warto wspomnieć, a wręcz wyraźnie podkreślić, najbardziej ekologiczny i zero waste jest minimalizm, także w kwestii ubrań, toreb i woreczków (chociaż tych ostatnich, jak dla mnie – nigdy za wiele).

Nie popadajmy w impulsywny szał zakupów tanich ubrań z ciucharni z myślą „uszyję sobie coś z tego”. Ustawmy sobie radar np. na konkretny materiał (len, bawełna, trykoty) czy konkretny deseń i bądźmy konsekwentni. Chyba, że chcemy szyć na sprzedaż. Zrobić z takiego szycia „z odzysku” mały (albo duży, bo dlaczego nie?!) biznes. O czym swego czasu myślałam, ale o czym ja już w kwestii małych biznesów nie myślałam! To temat na osobny artykuł!

A w kwestii ubrań z sieciówek polecam Waszej uwadze książkę Joanny Glogazy „Slow fashion” – jest to pozycja obowiązkowa dla minimalistów, osób które są wrażliwe ekologicznie, i dla adeptów zero waste oczywiście.

Na koniec przyznam się, że do niniejszego szyciowego zadania zainspirowało mnie samo życie, a mianowicie fakt, że od jakiegoś czasu chodzę na kurs szycia. Zaczęłam to robić głównie dla relaksu, w celu walki z wypaleniem zawodowym, które dopada często mamy w edukacji domowej. Szycie wybrałam nie bez przyczyny – zawsze fascynowało mnie, kiedy moja Mama szyła. Zawsze zazdrościłam też innym tej umiejętności. Szyłam co nieco w zaciszu domowym, jednak chciałam trochę się podszkolić, a przy tym wyrwać z domu. No i stało się. Chodzę już na kolejny kurs do szkoły Ultramaszyna na Marszałkowskiej w Warszawie. Przyjemne i inspirujące miejsce, polecam!

Hmm… i co myślicie o szyciu? Jak Wam się podoba takie zadanie?

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

3 komentarze

  1. Dla mnie to wszystko jakieś czary-mary. Wydaje mi się, że maksymalnie jestem w stanie zrobić woreczek czy pościel. Samo krojenie materiału jest dla mnie przerażająco nieodwracalne. Gdybym miała wybierać, to robienie na drutach byłoby moją opcją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *