Jedziemy z kolejnymi zadaniami zero waste! #37 – #42

Czy to możliwe, że minął już miesiąc od ostatniego artykułu w Odśmiecowni?!

Czy to możliwe, że w tym czasie napisałam i wypuściłam workbooka „Jak być mamą w edukacji domowej i NAPRAWDĘ nie (dać się) zwariować”?
Czy to możliwe, że „postawiłam” (sama!) na blogu sklepik, w którym można kupić i workbooka, i ebooka, i pakiet obu naraz (taniej!), i jeszcze do tego, do tego wszystkiego, konsultacje na temat edukacji domowej?

Ale… czy to możliwe, że spać po nocach nie mogę martwiąc się, że zaniedbałam Odśmiecownię i jej czytelników w pogoni za mamoną*? Bo ta mamona to przecież wstrętna jest. A już szczególnie wstrętna, gdy bloger, który latami dawał wszystko za darmo (znaczy się artykuły dawał), w pewnym momencie mówi sobie basta! Dość siania, podlewania, pielenia, nawożenia. Czas na żniwa. Czas zebrać plony. Trzeba zrobić miejsce na nowy zasiew.

Więc, drodzy czytelnicy Odśmiecowni, nawet jeśli ta pogoń za mamoną w wykonaniu waszej ulubionej blogerki jest wam wstrętna, to proszę – wybaczcie. Muszę przecież zrobić miejsce na nowy zasiew. No i muszę mieć czym zasiać. Więc zbieram.

A tymczasem… jedziemy z kolejnymi zadaniami zero waste!

Żeby Odśmiecownia nie stała w miejscu (bo żniwa żniwami, ale ogródek podlać trzeba) dziś postanowiłam nadrobić trochę zaległości i dać Wam nie dwa, trzy zadania, ale – uwaga – pięć!

Pięć zadań zero waste naraz. Ale co to dla Was! Jeśli jesteście ze mną dłużej, macie wprawę. A zatem, do dzieła.

Ponieważ – może jeszcze pamiętacie – aktualne, drugie wyzwanie Rok Bez Marnotrawstwa przebiega pod hasłem: oszczędzamy – dzisiaj szczególnie się na tym skupimy.

W zadaniu #37 oszczędzamy prąd. Bo brzmi ono ni mniej, nie więcej: Odłączaj od prądu ładowarki (telefoniczne, komputerowe i inne).

Trudno chyba o bardziej banalne zadanie, zwłaszcza dla tych z was, co są ze mną tutaj dłużej i tak dalej, ale… Z doświadczenia wiem, że banalne nie znaczy oczywiste. Z doświadczenia wiem, że banalne znaczy zapomniane. Powiem wam w sekrecie, że sama zapominam odłączać te nieszczęsne ładowarki i nadmienię z dumą, że mąż mnie za to goni i gani (Z dumą, bo to oznacza, że leży mu na sercu i portfelu troska o dobro naszej planety, i że to częściowo moja – mojej Odśmiecowni zasługa.)

W odłączaniu ładowarek chodzi – jak się zapewne domyślacie – o oszczędzanie prądu, gdyż ładowarka, nawet gdy jednym tylko końcem podłączona (a w tym przypadku chodzi oczywiście o koniec podłączony do ściany, czyli do gniazdka), to prąd ów ciągnie. Żre. I ten prąd, pożarty przez nienażartą ładowarkę podłączoną jednym tylko końcem, tym od ściany, czyli gniazdka, mógłby zasilić pół miasta przez pół godziny czy coś w tym rodzaju (skrupulatnych czytelników odsyłam do innych źródeł, w które wujek Google jest na pewno bogaty), więc, drodzy czytelnicy – odłączamy! Bezwzględnie, stanowczo, zawsze odłączamy, gdy nie ładujemy.

I proszę was, nie pytajcie mnie, gdzie wędruje ten prąd pożarty przez ładowarkę podłączoną jednym tylko końcem (tym do ściany, czyli gniazdka), bo – azaliż – nie wiem! Być może, kto wie, ten prąd zostaje faktycznie i autentycznie pożarty przez chochlika o imieniu Prądosmakosz, który siedzi w owej ładowarce?!**

Kolejne zadanie, #38, również dotyczy oszczędzania prądu, a dodatkowo i wody.

Otóż brzmi ono, to zadanie #38 następująco: W czajniku elektrycznym gotuj tylko tyle wody, ile potrzebujesz w danym momencie.

O czajniku przeczytałam gdzieś w wiadomościach Google, nie pamiętam już gdzie, ale krzyczało tam, że niepotrzebne gotowanie dwa razy tej samej wody (kto jest bez winy?) w czajniku elektrycznym sprawia, że marnujemy prąd, który mógłby zasilić pół miasta przez pół dnia czy coś w ten deseń (skrupulatnych czytelników odsyłam… itd.).

Nie muszę chyba wspominać o tym, że niepotrzebne, kilkukrotne gotowanie tej samej wody w czajniku sprawia, że… woda wyparowuje (no kto by pomyślał!?). Co sprawia, że jest jej w czajniku coraz mniej, a w dodatku jest coraz bardziej twarda, co sprawia, że hodujemy sobie kamień nie tylko w rzeczonym czajniku, ale i w – nie daj Boże – nerkach.

Co ciekawe, kiedy byłam niedawno u mojej mamy, dziwiłam się, jaka jest oszczędna (właściwie nie powinno mnie to dziwić, bo zawsze była), kiedy upominała mnie, bym nie lała za dużo wody do czajnika („Ile herbat będziesz robić? Jedną? To po co nalałaś pół litra wody?”). A było to tuż przed tym, kiedy wpadł mi w ręce wspomniany artykuł z wiadomości Google. O czajnikach i nadmiarze wody w nich gotowanej.

Okazuje się, że moja mama wyprzedza trendy. Cóż. Mam to po niej.

No i jeszcze jedno – #39 – prądo-oszczędnościowe – zadanie. Złożone z kilku małych zadanek.

No bo prąd możemy oszczędzać na wiele sposobów. Sprzyja temu zaczynający się właśnie Wielki Post, kiedy to niektórzy z nas obmyślają sobie jakieś umartwienia duszy czy ciała.

Możemy zatem połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli umartwianie dusz i ciał z dbaniem o planetę Ziemię. Oto moje propozycje, które pozwólcie, że zbiorę pod jednym wspólnym tytułem:

Zadanie #39: Czasowo ograniczaj użycie urządzeń elektrycznych do minimum.

Jasne, że nie cofniemy się do epoki przedprzemysłowej i nie zaczniemy zatrudniać sztabu kucharek i sprzątaczek zamiast używać pralki, zmywarki i odkurzacza, ale… są rzeczy, z których możemy bez uszczerbku na zdrowiu zrezygnować.

Możemy ograniczyć oglądanie telewizji i internetu, słuchanie radia. Ograniczyć do niezbędnego, zawodowego minimum. Rozrywek możemy poszukać gdzie indziej. W bibliotece, na spacerze, a nawet we własnym domu, w towarzystwie domowników. Czasem okazuje się, że samo to towarzystwo wystarcza i dostarcza niezłej rozrywki. A w dodatku sprawia, że zapominamy o strasznym, wszechobecnym (!) koronawirusie.

Możemy ograniczyć używanie urządzeń elektronicznych, takich jak komputery, smartfony, tablety, a nawet miksery (ciasta będziesz piekła na Wielkanoc, poczekaj) i gofrownice (o, to też może poczekać do Wielkanocy).

A teraz zadania dotyczące oszczędzania papieru.

Tutaj nie będę się wygłupiać i rozpisywać o chochlikach i wirusach, tylko powiem krótko:

Zadanie #40 – Papierowych torebek po pieczywie używaj ponownie.

Do pakowania drugiego śniadania tudzież do wyrzucania śmieci z frakcji bio. Jasne, jeśli jesteście moimi pilnymi uczniami, to kupujecie pieczywo do poszewek na poduszki, ale nawet pilny uczeń miewa gorsze dni.

Więc jeśli zapomnieliście zabrać poszewki na poduszkę, a w domu czeka na was dwóch głodnych nastolatków i jedna głodna dziewczynka (oj jaka głodna!), to nie cykajcie się, tylko kupujcie ten chleb do papierowych worków, ale… baczcie, by nie były to worki papierowo-foliowe, czyli z tak zwanym okienkiem, a fuj. Bo okienko sprawia, że worek jest ni psem, ni wydrą, i nie można go wyrzucić ani do papieru, ani do plastiku! Tylko do zmieszanych. No dobrze, wiem że tę folię sobie z papieru wydrzecie, ale zostanie na niej papier, więc – i tak do zmieszanych.

Zadanie #41 – Wytłaczanek do jaj używaj ponownie.

No po prostu, nie wyrzucaj, tylko zanieś do warzywniaka, gdzie sprzedają wiejskie jaja. Czy też zawieź do rolnika, który sprzedaje wiejskie jaja. Czy też po prostu kup sobie do nich te jaja w warzywniaku albo u rolnika.

Raczej nie używaj ich do prac plastycznych robionych z dziećmi (tak, wiem, że to bardzo powszechne), bo jednak surowe jaja to surowe jaja, i może na nich coś być. Na przykład kurza kupa. Tak zwyczajnie, po prostu, nie ma co się gorszyć. Więc co przeznaczone dla jaj, niechaj dla jaj pozostanie, dobrze?

No i widzicie? Niby tak powoli to nasze wyzwanie Rok Bez Marnotrawstwa idzie***, a tu hop i od razu pięć zadań przeskoczyliśmy!

Powiedziałam – przeskoczyliśmy? O nie, nie! Nie przeskakujemy, tylko działamy. Wdrażamy, że pozwolę sobie użyć znienawidzonego przez mojego męża słowa (kojarzy mu się z korporacyjnymi procedurami, więc mu się nie dziwię). A żebyście nie zapomnieli, co wdrażać, pobierzcie sobie moją przypominajkę – o, tutaj! Tylko nie drukujcie jej na nowej, ślicznej kartce papieru. Już raczej na jakimś arkusiku z odzysku. Na pewno takie macie. Nie macie? To postawcie sobie gdzieś w domu pudełko – segregator na takie arkusiki do odzysku.

Czyżby kolejne zadanie?

No dobrze. Zadanie #42. Voila. Postaw w domu pudełko-segregator na kartki papieru do ponownego użycia (zapisane z jednej strony).

Pa, kochani!

Aha, zapomniałam dodać, że ododbraziłam się na Facebooka. Bo mają fajnego Instagrama. I w ogóle. Mam tam nowe, nowiutkie konto i stronę – fanpage bloga Kornelia O…

O. Jeśli jesteście na Fb, możecie mnie pośledzić i polubić – ikonki do klikania i śledzenia są po prawej stronie, pomiędzy „pobierz bezpłatny rozdział e-booka” (pobrałaś?) a „szukaj”. Na Facebooku napisałam, dlaczego się na niego odobraziłam. I na Instagramie zresztą też, bo póki co, wrzucam to samo i tu, i tu. Bo mogę. Bo bez przesady, prawda? Trzeba przecież oszczędzać prąd i ograniczać używanie urządzeń elektronicznych do minimum. Się rzekło, nie?

*Obym, ach Panie Boże, obym tylko takie powody do niespania po nocach miała!
**Chcę tylko przez to powiedzieć, że ostatnio czytuję „Świat dysku” Terry Pratchetta. Chcę tylko przez to powiedzieć, że naprawdę nie wiem gdzie się ten zżarty prąd podziewa…

***Drugą edycję wyzwania odpaliłam 21 lutego 2019 roku, więc rok już strzelił. Jak z bicza. Ale w tajemnicy Wam powiem, że zamierzam zakończyć wyzwanie przed Wielkanocą, więc będzie się działo! Dużo zadań będzie teraz!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

5 komentarzy

  1. W zadaniu #37 mienię się mistrzynią, za co obrywam „od wariatek” od Męża. Na noc wyłączam z prądu wszystko, co się da oprócz lodówki 😀 Czyli robię obchód pokoju, wyłączając listwę z wifi, modemem i czym tam jeszcze, gaszę lampki i wyciągam ich kable z kontaktów, ładowarki… Kiedyś, naczytawszy się o tym, jak złe są fale elektromagnetyczne w ogóle wyłączyłam nawet piekarnik z prądu, bo rzadko używam. Ale rodzina się zbuntowała… bo zegarek.
    Ostatnio też ograniczam czytanie i słuchanie Internetów, aż usunęłam Facebooka. Trzeba sobie usiąść, ustalić, w jakich celach chcemy używać sieci (a nie być przez nią używanymi, prowadzonymi, kuszonymi…), usunąć bezcelowe aplikacje, wyznaczyć na konkretne zadania ograniczony czas i potem przestrzegać. W uwolnionym czasie zająć się światem materialnym, poczytać albo popatrzeć w dal na spacerze. Dla zdrowia oczu i pleców.

    1. Dobrze to napisałaś. Taką mistrzynią w odłączniu wszystkiego nie jestem, ale chyba nie zaszkodziłoby pójść w Twoje ślady.
      Co do Facebooka, uważam, że nie służy zdrowiu psychicznemu, delikatnie mówiąc. Zresztą tak samo jak wszelkie media informacyjne, bo Fb jest wbrew pozorom coraz bliższy informacyjnym, niż społecznościowym (a może odwrotnie? to media informacyjne zaczęły przypominać Facebooka?) Ostatnio znów założyłam konto na Fb ze względów, nazwijmy to biznesowych, bo jest to dobre medium docierania do ludzi, ale generalnie bardzo polecam dietę informacyjną i ograniczanie tego do minimum. Bo wszystko jest dla ludzi, ale z rozsądkiem.
      Pozdrawiam Cię ciepło Ula!

  2. Wszystko to bardzo pięknie, ale w drugą stronę też nie można przesadzić. W czym nam znowu tak zaszkodzi słuchanie radia?

    Idąc takim tropem to i czytanie książek należałoby ograniczyć, bo to i papier się marnuje i prąd wieczorami się w lampie wypala. A właściwie to dobry pomysł, wyłączać prąd zaraz po zrobieniu kolacji, może można zaprosić jakąś sąsiadkę (a niektóre potrafią roznosić ploty lepiej niż wszystkie media społecznościowe razem wzięte – i to osobiście bez udziału facebooka). Albo posiedzieć w ciszy i ciemności w towarzystwie domowników – może to posłuży zdrowiu psychicznemu, kiedy odetniemy się od wszystkich spraw świata zewnętrznego.

    1. Marto, ja nigdzie nie zachęcam do przesady. Wręcz przeciwnie, zachęcam do umiaru, do wybrania czegoś dla siebie z tego ogromu propozycji zero waste. Ale zero waste samo w sobie jest przesadą, jeśli już na to tak spojrzeć. Po prostu przedstawiam pewne pomysyły, propozycje, a jest ich cała masa i dlatego trudno, żeby wszystkie wszystkim pasowały. A co do siedzenia w ciemności – to jest myśl! 🙂
      Na zakończenie – proszę, nie traktuj wszystkiego co piszę tak bardzo poważnie.
      Pozdrawaiam,
      kornelia

  3. Też pisałam z lekkim przymrużeniem oka, właściwie najbardziej w obronie radia (a właściwie w obronie słowa mówionego). Jest to wspaniały środek przekazu, mocno zapomniany. Niestety dobrych audycji coraz mniej , obecnie przeważnie albo muzyka (najczęściej rozrywkowa) albo polityka. Jednak jak się dobrze poszuka coś fajnego się znajdzie. I tu kłania się Internet z podkastami (ale trzeba się trochę wysilić żeby co dobrego znaleźć).

    Pamiętam z dzieciństwa wiele fantastycznych słuchowisk, wiele książek najpierw wysłuchałam zanim dotarłam do wersji papierowej. Szkoda, że u nas nie ma takiego kanału jak brytyjskie BBC extra gdzie na okrągło lecą różne słuchowiska i czytane powieści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *