Co zamiast papierowych ręczników i chusteczek i czy to koniec Odśmiecowni?

Zanim Wam powiem, czego używam zamiast papierowych ręczników i chusteczek,

coby było bardziej ekologicznie, pozwolę sobie na parę zdań wstępu tytułem wstępu po długiej przerwie w Odśmiecowni.

Otóż wsiąkłam przez ostatnie miesiące totalnie (to znaczy – skupiłam się na JEDNYM) w pisanie i promocję e-booka o tym, jak być mamą w edukacji domowej i nie dać się zwariować, a w międzyczasie zastanawiałam się, co dalej z Odśmiecownią, która leży odłogiem.

Zastanawiałam się więc: Wracać do Odśmiecowni po cichu czy z przytupem?

A nawet rozważałam (ach, jak rozważałam, serio): Kontynuować czy zamknąć? Zamknąć w imię skupiania się na jednym, czyli na tematyce edukacji domowej, którą żyję wciąż i będę żyć w sposób naturalny zdecydowanie bardziej niż tematyką zero waste?
Ale jak zamknąć, skoro jeszcze nie dokończyliśmy wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa 2019? No i masz babo placek.

Szczerze mówiąc, im więcej siedzę na Instagramie, tym bardziej odechciewa mi się kontynuowania tego naszego wyzwania. Bo tyle (naprawdę TYLE!!!) osób zajmuje się tematyką zero waste i less waste! W dodatku robią to naprawdę świetnie. Profesjonalnie, kompetentnie, z pasją, a do tego tak ładnie! O wiele ładniej ode mnie.

I gdzie ja tam przy tych młodych i ładnych i przebojowych instagramowych zerołejsterkach?

Gdzie taki dinozaur jak ja, którego pasja wypaliła się gdzieś w okolicy smarowania ciała olejem kokosowym zamiast balsamem z plastikowej butli, owszem, ale za to jak miło rozprowadzającym się!? Gdzie ja, taki rocznik 75, który nawet nie umie porządnego Instastory nagrać (ba, żadnego nie umie, bo się lęka nagrywania jakby to miało boleć czy coś)? Który nie umie kupić sobie nowoczesnego i zero waste balsamu do włosów w kostce. Który nawet nie wie, czy lepsza – bardziej przyjazna dla środowiska – jest tubka do pasty do zębów aluminiowa czy plastikowa?

Dawniej uznałabym bez wątpienia, że aluminiowa, ale sprawa okazuje się bardziej skomplikowana. Bo i plastiki i aluminium, oba podobno znakomicie dają się przetwarzać. Pytanie tylko, czy RZECZYWIŚCIE ktoś je przetwarza. I czy przetworzy akurat te, które ja wrzucę do naszej altanki śmietnikowej w Warszawie na Kobielskiej 6. I co, jeśli ja się poświęcę, i kupię tę pastę w aluminiowej tubce za 15 zł zamiast w plastikowej za 4 zł, a śmieci z naszej altanki pójdą jak leci na wysypisko? Albo do przetworzenia pójdą tylko plastiki, a aluminium już nie? I będzie leżeć na wysypisku, i gnić. I truć.

https://www.instagram.com/p/B0VopYQoI8f/

Więc… prawda jest taka, że ja tutaj ze swoimi poradami i zadaniami mogę Wam i środowisku więcej przynieść szkody niż pożytku.

Że moimi wątpliwościami i rozdzielaniem włosa na czworo będę Was zanudzać i zrzędzić. I w dodatku nie będę tak dobrze poinformowana o tym, co bardziej, a co mniej zero waste, i czy lepiej jeść te obierki z ziemniaków czy nie (bo z jednej strony – nie zmarnują się, a z drugiej – zatrują nasze grzeszne ciała chemicznym świństwem, którym są podobno nasycone). Tak. Podobno to słowo klucz. A gdzie pewność? Gdzie jasne i klarowne zasady i wiedza o tym, co robić, by być przyjaznym dla środowiska, a jednocześnie dla samego siebie i swojej rodziny?

Gdzie jasne i klarowne zasady o tym, jak segregować śmieci, przepraszam – odpady? Bo to, co wisi na naszej altance śmietnikowej, nie można w żadnym razie nazwać jasną i klarowną informacją. Choć przyznać trzeba, że wygląda ładnie i robi profesjonalne wrażenie.

A ja się proszę państwa z branży „odpadów” pytam, dlaczego o tym, że blistry po lekach i paragony należy wrzucać do frakcji odpadów zwanej „mieszane”, dowiaduję się z reklamy na warszawskim autobusie miejskim?! WTF, że tak powiem?! O czym się jeszcze mam dowiedzieć z reklam na autobusach miejskich i co mam zrobić (znaczy skąd się mam o tym dowiedzieć), jeśli jestem dziewięćdziesięcioletnią babcią i nie wychodzę na miasto? Albo mieszkam na wsi, gdzie nie jeżdżą warszawskie autobusy miejskie?
A może na wsi na stojących po polach krowach będziecie rozwieszać plakaty z informacjami o tym, jak segregować odpady? No, w sumie to byłoby dość ekologiczne i oryginalne.

Tak. To było tytułem wstępu.

No i co, że długi? Długi nie długi – ale ważny i dlatego… długi.

Czy teraz już rozumiecie, że nie mam siły zajmować się dalej tematyką zero waste? To znaczy nie mam siły dalej o tym pisać długaśnych artykułów. Natomiast jak najbardziej mam siłę nadal dążyć do ograniczania generowanych w naszym domu odpadów. I mam siłę napisać jeszcze kilka artykułów w ramach wyzwania Rok Bez Marnotrawstwa 2019. Ale artykuły te będą krótkie i węzłowate. Zrób to i to. Proponuję to i tamto. Bez lania wody i przydługich wstępów.

No dobrze, wiem, że mi nie wierzycie.

Więc dziś krótko i węzłowato.

(Wszak tegoroczna, a raczej zeszłoroczna edycja wyzwania przebiegać miała pod hasłem oszczędzamy.)
Przedstawiam zadania numer 33 i 34, które brzmią:

#33 Zrezygnuj z kuchennych ręczników papierowych.
#34 Przypomnij sobie o szmacianych chusteczkach do nosa.

Co proponuję zamiast kuchennych ręczników papierowych?

Och, to proste: proponuję cokolwiek, co jest wielorazowe, a wyglądem przypomina ręcznik papierowy. Czyli:

  1. Ścierki z materiału (moje ulubione to len i bawełna, i zapewniam Was że nówek sztuk nieśmiganych kupiłam może w życiu ze cztery, a resztę dostałam w posagu albo nabyłam w ciucholandach),
  2. Zmywaki z materiału (np. ze starych pieluszek tetrowych lub ścierek)
  3. Stare skarpetki, podkoszulki, majtki… no wiecie, stare szmatki, których żal wyrzucić, ale można nadać im nożyczkami i igłą z nitką kształt pożądany, czyli niemajtkowy i używać jako ręczników papierowych, acz wielorazowych.
  4. Zmywaki i ściereczki dziergane na szydełku (ding dong – reklama moich @Zawijasnych zmywaczków, ale jakby co, to nie zastrzegłam praw autorskich)
https://www.instagram.com/p/B57zmnQJNHF/

Tak szczerze mówiąc, to nie rozumiem, skąd wzięła się moda na kuchenne ręczniki papierowe? Przecież ludzkość radziła sobie bez nich przez tysiące lat! Ale wiek XX, higieniczny i antybakteryjny jak mało który, przyniósł nam wynalazki takie jak antybiotyki, golarki dla kobiet i… kuchenne ręczniki jednorazowe!

Dlaczego każę Wam przypomnieć sobie o szmacianych chusteczkach do nosa?

Bo są wielorazowe. To proste. Wielorazowość to słowo klucz do idei zero waste. Im dłużej możemy czegoś używać, tym lepiej. Wielorazowość ucina wszelkie dyskusje, jaki materiał lepszy – aluminium czy plastik czy drewno czy szkło (To niech rozstrzygają specjaliści od recyklingu.)

Do czego używać szmacianych chusteczek do nosa? No bo przecie nie do nosa, prawda?

Ależ dlaczego nie?! Do nosa jak najbardziej można, bo używano ich do nosa przez wieki wieków (ale nie amen). Na przykład mój śp. dziadek Adolf, rocznik 20, używał. A teraz my, delikatne istoty, wzbraniamy się, mówiąc, że jak duży katar, to nie da się. Da się, tylko trzeba chcieć. Ale… prawdę mówiąc, nam się nie chce. I gdy mamy duże katary, używamy chusteczek w pudełkach tekturowych. A z pustych pudełek robimy zakładki do książek.

Więc do czego używam chusteczek do nosa? Noszę je w torebce, jako awaryjną ściereczkę do rąk. I chusteczkę do nosa także. Bo czasem zapominam uzupełnić zapas papierowych, które wybieram z tekturowego pudełka i noszę w małej saszetce zrobionej na szydełku. Saszetkę zrobiłam specjalnie, żeby nie kupować chusteczek w foliowych małych opakowaniach. Ale przyznać muszę, że w naszej rodzinie saszetki się nie przyjęły. Bo jedna – zielona – się zgubiła… to znaczy ja ją zgubiłam, po czym stwierdziłam, że nie chcę, by dzieci i mąż gubiły mi kolejne…

Bo robi się je strasznie długo.

https://www.instagram.com/p/ByfnoMeIR72/?igshid=dw1hsasgmkfw

A teraz linkowe party,

czyli gdzie jeszcze przeczytacie u mnie na tematy zbliżone do chusteczkowych i zmywaczkowo-ściereczkowych:

Co zrobić ze starych skarpetek?
Rzecz o zmywakach.
Pięć dobrych nawyków w kuchni.
Wykorzystaj pudełka po chusteczkach.

Do zobaczenia za jakieś dwa tygodnie, bo za tydzień – czas na artykuł w Domowni. A nie zapomnijcie patrzeć na reklamy na autobusach miejskich, jeśli mieszkacie w Warszawie!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

6 komentarzy

  1. Hej! U mnie zamiast ręczników papierowych jest opcja nr 3, a dokładniej pocięte na kawałki poplamione body i koszulki chłopców. Kilka sztuk sobie zostawiłam, a reszta poszła do mojej mamy, która używa ich do czyszczenia auta.
    Co do twojej wzmianki o sensie zajmowania się tematyką zero waste w mediach i innych instagramerach. Ja bym się nie przejmowała 🙂 Właśnie potrzeba nam czasem dyskusji i zastanawiania się, co jest lepsze i czy aby na pewno. Nikt nie jest tu niestety alfą i omegą. Też marzę o jasnych i klarownych przepisach co i jak.
    Jako ciekawostkę podam, że w Norwegii na opakowaniach produktów bardzo często było wprost napisane do jakiego typu odpadów należy wyrzucać.
    Sama wspominam poruszam się troszkę w tematach less waste, więcej chyba na instagramie nawet niż na blogu. Staram się działać i zgłębiać temat na miarę swoich możliwości i przekonywać do tego własną rodzinę. Ale baaaardzo daleko mi do przebojowych koleżanek zajmujących się tematem ekologii a już moje zdjęcia… no cóż, też się nie umywają 😉
    Myślę o tym czasem, ale potem stwierdzam że trudno. Ktoś i tak chce tam do mnie w social media zaglądać i zagadać. Zawsze staram się robić foty i pisać lepiej, ale nie będę się tym zadręczać. Za kilka lat pewnie będę lepsza w te klocki 🙂
    Pozdrawiam!

    1. Moniko! Dziękuję Ci za odzew! Dobrze sobie radzisz w SM, jak widzę 🙂 Pewnie że trzeba czasu żeby się nauczyć, no i konkurencja duża, nie ma co kryć. Ale to też dobrze, bo coraz więcej ludzi o idei ZW słyszy i dużo się można nauczyć, dowiedzieć. Powiem Ci, że norweskierozwiązanie bardzo by mi odpowiadało! Może kiedyś to wprowadzą? I tak już się dużo zmieniło w tej kwestii na lepsze od czasu gdy zaczęłam interesować się tematem! Jak pomyślę, że w 2015 nie było żadnej segregacji śmieci na osiedlach! Teraz jest zamieszanie i bałagan, ale cóż. Wszystko wymaga czasu. Bądźmy dobrej myśli. Pozdrawiam!

    2. Moniko! Dziękuję Ci za odzew! Dobrze sobie radzisz w SM, jak widzę 🙂 Pewnie że trzeba czasu żeby się nauczyć, no i konkurencja duża, nie ma co kryć. Ale to też dobrze, bo coraz więcej ludzi o idei ZW słyszy i dużo się można nauczyć, dowiedzieć. Powiem Ci, że norweskierozwiązanie bardzo by mi odpowiadało! Może kiedyś to wprowadzą? I tak już się dużo zmieniło w tej kwestii na lepsze od czasu gdy zaczęłam interesować się tematem! Jak pomyślę, że w 2015 nie było żadnej segregacji śmieci na osiedlach! Teraz jest zamieszanie i bałagan, ale cóż. Wszystko wymaga czasu. Bądźmy dobrej myśli. Pozdrawiam!

  2. 1) Z całym szacunkiem do pana Dziadka Adolfa – chusteczki używał ale na 99,99 % osobiście ich nie prał i miał od tego matkę albo siostrę, w późniejszym wieku może córkę – jakąś tam kobietę.
    Staram się żyć ekologicznie ale zciąganie paskudnych glutów chusteczek albo mieszanie zasmarkanych chusteczek z resztą prania – wybacz to OHYDA.
    A to że kiedyś tak było, to żaden argument. Kiedyś kobiety nie mogły głosować a czy to znaczy , że mamy do tego wrócić.

    2) Nie wiem jakbym się czuła, gdybym jedząc coś u znajomych wiedziała, że zamiast ręczników kuchennych używa swoich strych majtek (nawet wypranych).

  3. Ja tam uzywam odkurzacza. To znaczy, nie wazne czy to kuchnia, czy lazienka – odkurzacz najlepszy. A czego odkurzacz nie da rady „zebrac” to juz tym sie zajmuje gabeczka (do mycia naczyn) plus woda. Ewentualnie troche plynu do naczyn/jakiegos psikotka typu Pronto. No i gotowe ;D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *