Cytrynowe patenty na zero waste.

Cytrynowe patenty na zero waste by Odśmiecownia Kornelii Orwat

Długo mnie tutaj nie było i możecie myśleć, że Odśmiecownię traktuję po macoszemu, ale po prostu wyszło tak, że więcej miałam ostatnio natchnienia na pisanie o edukacji domowej niż o odśmiecaniu.
I nawet fakt, że praktykowanie zero waste stało się w czasie pandemii trudniejsze niż zwykle, nie ma tutaj znaczenia, bo chciałoby się napisać, wykrzyczeć: Dzięki pandemii zobaczyliśmy, bez ilu rzeczy możemy się obyć!

I jeszcze o tym napiszę, ale dziś…

Ale dziś napiszę Wam o kilku sposobach na cytrynę.

Mam bowiem notatki, w których zanotowałam sobie kiedyś takie różne drobiażdżki. Triki. Zadanka. Będą to oczywiście kolejne zadania z naszego cyklu Rok Bez Marnotrawstwa, czyli:

Cytrynowe patenty na zero waste.

Przewinęły się one już gdzieś tam w moich poprzednich artykułach z pierwszej edycji cyklu Rok Bez Marnotrawstwa, przy okazji tekstów na temat pielęgnacji włosów czy sprzątania (chyba?), jednak tym razem chcę te triki, patenty wyodrębnić, zrobić je bohaterami kolejnych zadań.

#45 Używaj cytryny do pielęgnacji włosów, ciała, dłoni i jako dezodorantu.

Z cytrynki można zrobić fajną płukankę do włosów.

Kiedy myłam włosy mydłem Aleppo, zawsze potem spłukiwałam włosy wodą zakwaszoną cytryną (albo zwykłym octem, ale cytryna ładniej – zdecydowanie ładniej – pachnie). Ponieważ jestem leniem, zamiast robić płukankę, brałam przepołowioną cytrynę ze sobą do łazienki i wyciskałam prosto na włosy. A potem rozsmarowywałam ją sobie na włosach i ciele.

Przyznam się, że ostatnio zleniłam się totalnie i używam kupnej odżywki do włosów Garniera, wegańskiej (chyba już gdzieś tutaj o niej wspominałam, ale w razie czego pokazuję raz jeszcze: Fructis Garnier). Jednak cytrynkę na włosach i ciele wspominam z rozrzewnieniem, i nie mówię, że do niej nie wrócę.

Cytrynę stosowałam też jako dezodorantu – w podobnie prosty sposób, polegający na smarowaniu pach… cytryną. Banalne, prawda?

Kto zna mnie dłużej, ten wie, że jestem zwolenniczką upraszczania życia (mój mąż pewnie zakrztusi się herbatą, jak to przeczyta, ale faceci już tak mają, lol) i różne receptury na tak zwane naturalne mikstury kosmetyczno – sprzątaczowe to dla mnie za dużo zachodu.

No bo po co robić pastę do czyszczenia z sody oczyszczonej i cytryny, skoro można użyć samej sody i efekt jest nawet lepszy? Po co robić pastę do zębów z oleju kokosowego i sody oczyszczonej, skoro można używać i jednego, i drugiego osobno, na zmianę, albo razem, ale bez mieszania?

Ale chwileczkę! Jeszcze nie skończyłam o pielęgnacji urody, a już się biorę za sprzątanie.

No więc połówka cytryny (a nawet ćwiartka) załatwia nam pielęgnację ciała, włosów i pach… nięcia. Włosy po niej błyszczą, skóra się wygładza i pachy pachną. Jednak nie spodziewajcie się spektakularnych efektów w upał, bo w upały ze skutecznością naturalnych dezodorantów jest różnie. W ogóle ze skutecznością dezodorantów jest wtedy różnie, więc… trzeba się po prostu częściej myć.

Cytryna jest też starym dobrym sposobem na dłonie.

Dawniej gospodynie myły sobie nią ręce po obieraniu buraków czy ziemniaków. (Hmm… tak się zastanawiam, czy DAWNIEJ gospodynie miały gdzie kupić cytryny?) Ja co prawda buraki obieram rzadko, ale zdarza mi się, kiedy wkładam naczynia do zmywarki, że biorę resztki cytryny z herbaty albo kranówki (bo z cytryną smaczniejsza) i wcieram je w dłonie, a potem jeszcze w zlew.

I to jest najbardziej najbardziejsze w tym wszystkim, gdyż jedną i tą samą połówkę cytryny możemy wykorzystać do wszystkiego naraz. Na dwa sposoby!

Sposób pierwszy: Połówką cytryny smarujemy włosy i tak dalej… pod prysznicem i pod pachami. Następnie to, co zostało z tej połówki (nie jest tego dużo, to fakt, ale nie szkodzi) zabieramy do kuchni i stawiamy przy zlewie. Przy okazji sprzątania po obiedzie szorujemy sobie tym, co-zostało-z-tej-połówki dłonie, a na końcu – zlew.

Sposób drugi: Połówkę cytryny skrajamy do herbat (albo do kranówki), a po konsumpcji, przy zmywaniu naczyń, zamiast wyrzucić tę połówkę cytryny (która teraz ma postać sflaczałych plasterków, gwoli ścisłości) – szorujemy sobie dłonie, a na końcu – zlew.

I wiecie co? Ja się tego nie brzydzę wcale a wcale. Bo i tak ręce po operacjach kuchennych myję wodą z mydłem. A cytrynka dłonie dodatkowo oczyszcza i wygładza i co za różnica, czy przed myciem, czy po?

W ten oto sposób rozprawiliśmy się od razu z zadaniem pt.:

#46 Używaj resztek cytryny do mycia zlewu (i nie tylko).

Możemy zatem przejść do zadania pt.:

#47 Używaj skórek z cytryny do aromatyzowania octu.

To jest sposób na cytrynki z herbaty i kranówki, którymi już się wybalsamowaliśmy, wy-pach-niliśmy, wysmarowaliśmy dłonie i wyszorowalismy zlew, a których nie możemy wyrzucić do kompostu (Chociaż przez zupełny przypadek na stronie „Nasz Białystok jest eko” znalazłam informację, że owszem – jak najbardziej możemy!).

No więc te resztki cytrusowe zalewamy octem i już. Czekamy kilka dni i mamy pachnący cytrusami ocet, którego po rozcieńczeniu możemy używać do sprzątania – psikpsikania zlewów, umywalek, kuchenek, kabin prysznicowych, baterii kuchennych i łazienkowych (do tych ostatnich nawet możemy nie rozcieńczać).

Tutaj muszę uczciwie przyznać, że ja z octu do sprzątania już prawie całkiem zrezygnowałam.

Powodem było marudzenie naszych dzieci, że im ocet śmierdzi (nawet ten zaaromatyzowany pomarańczami i cytrynami). Przy czym okazało się, że soda oczyszczona daje radę sama, pod warunkiem że porządnie szorujemy. Przy czym okazało się, że kiedy sprzątałam przed świętami, najlepiej dał radę (szczególnie z bateriami, których nie umieliśmy niczym – ani sodą, ani octem porządnie wyszorować) pewien środek ze supermarketu, pozostawiony u nas w domu przez moją siostrę, która nam onegdaj robiła mini-remont łazienki.

Jaki z tego wniosek?

Ano taki, że jeśli chcemy mieć dom wysprzątany zdrowo – octem i sodą oczyszczoną, to musimy zdrowo, regularnie odkamieniać i szorować. A jeśli się trochę zapuścimy, zaniedbamy (u nas się tak stało niestety, odkąd scedowałam sprzątanie łazienki na dzieci), to trzeba użyć czegoś mocniejszego.

Nooo… TEGO czegoś mocniejszego też możecie użyć, żeby ulżyć sobie w sprzątaniu.

Do miłego przeczytania!

***

Uwaga! Zbieram zapisy na nową edycję kursu „Jak być (choć trochę) zero waste i nie (dać się) zwariować?”

Ten kurs w pierwszej edycji był mini-kursem, e-bookiem i raczej (ale jeszcze się zastanawiam) e-bookiem pozostanie. Tym razem będzie bardziej rozbudowany i jednak płatny, ale postaram się, by cena była demokratyczna (jak to lubi mówić o swoich produktach pewna firma meblarska na I.). A przy tym – by dla pierwszych zapisanych osób była najniższa.

Tak wiec, jeśli chcesz być w grupie tych „pierwszych zapisanych”, zapraszam:

I już. Nowa edycja kursu już niedługo (ostatnio napisałam, że planuję ją na koniec kwietnia, ale jest już maj, więc… zbieram zapisy!). I Dam Wam znać, kiedy kurs będzie gotów!

Autor: Kornelia Orwat

To ja. Kornelia zwana Werką, żona męża, mama dwóch nastolatków i jednej córeczki. Od 2011 roku tkwię w szaleństwie zwanym edukacją domową. Lubię robić na drutach i szydełkować, ale jeszcze bardziej – pisać. Uczę się korekty tekstu i bycia minimalistką. Czasami śpiewam w chórze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *